Semana Santa - Fenomen andaluzyjski
Tydzień Święty w Sewilli, osobiste wspomnienia
Rezerwuj najlepsze doświadczenia i wycieczki w Malaga:
Jeśli rezerwujesz swoją wycieczkę do Malaga w ostatniej chwili, mamy to dla Ciebie. Poniżej znajdziesz najlepsze wycieczki i doświadczenia!Jeśli rezerwujesz swoją wycieczkę do Malaga w ostatniej chwili, mamy to dla Ciebie. Poniżej znajdziesz najlepsze wycieczki i doświadczenia!- WeWhale
- Malaga: Prywatna 1-dniowa wycieczka do Mijas
- Z Malagi: Wycieczka do Nerja i Frigiliana
- Z Malagi: 1-dniowa wycieczka do Maroka z przewodnikiem i lunchem
- Z Malagi i Costa del Sol: Caminito del Rey Wycieczka z przewodnikiem
Pierwszy raz przyjechałem do Hiszpanii wiosną tego roku, aby pracować na światowej wystawie. Byłem i nadal jestem zdecydowanie zaniedbanym katolikiem, wychowanym w przygnębiającym i obarczonym poczuciem winy katolicyzmie północno-zachodniej Anglii w latach siedemdziesiątych. Ponure msze pełne mamroczących uczestników, okrytych przeciwko zimnu w przeciągłych starych kościołach wiktoriańskich lub brzydkich prefabrykowanych nowoczesnych pudełkach, fałszywie śpiewających te same stare hymny, i monotonna niekomunikatywna atmosfera, którą ledwo zakłócało uściskanie pokoju. Moje doświadczenie katolicyzmu miało niewiele wspólnego z wielkimi katedrami, gotyckim okazałościom czy kościelnym widowiskom. Było takie szare jak mieszkania w Salford, i chętnie zrezygnowałem z wiary przy najwcześniejszej okazji, stając się odległym wspomnieniem. Myślałem, że jedynie w kołach ewangelicznych religia miała w dużej mierze zabawny i ekstrawagancki charakter, gdzie wywoływanie euforii, tworzenie atmosfery imprezy, serenady sercem oraz ogólna utrata kontroli przez mówienie w językach, wydawały się być akceptowalnym zachowaniem. Wydawało się o wiele bardziej zabawne niż katolicyzm, ale równie bezcelowe z punktu widzenia ateisty.
W Niedzielę Palmową w kwietniu 1992 roku grupa kolegów z pracy zapytała mnie, czy chciałbym dołączyć do nich, odwiedzając paradę Świętego Tygodnia w Sewilli, gdzie pracowaliśmy. Moja początkowa reakcja była z niedowierzaniem i negatywna, zgodna z moim dotychczasowym postępowaniem. Zostałem jednak obiecaną intrygą, czymś wartym zobaczenia. Podczas gdy myślałem, że nie ma nic, co można byłoby zrobić z rytuałami mojej porzuconej wiary, zapewniono mi, że czeka mnie coś wyjątkowego. Moja ciekawość została wzbudzona, więc ruszyłem zobaczyć, co to mogło być. Drogi Czytelniku, nic nie mogło mnie przygotować na to, co zobaczyły moje oczy. Więc ostrzeżenie ze spoilerem. Jeśli faktycznie nie masz pojęcia, o czym jest Semana Santa w Andaluzji, i lubisz niespodzianki, to nie czytaj dalej. Po prostu udaj się do Málagi po południu lub wczesnym wieczorem w czasie Semana Santa i przekonaj się osobiście.
Dla mnie Niedziela Palmowa w 1992 roku potwierdziła coś, co zauważyłem w kilka tygodni, które spędziłem w Sewilli. Większość Europy, którą stosunkowo dobrze znałem, wydawała się dość homogeniczna pod względem stylu życia, kultury i podstawowego europejskiego charakteru. Sklepy były do siebie podobne, samochody też, drogi, jedzenie różniło się trochę, ale nie drastycznie, i wszyscy żyliśmy w dwudziestym wieku. Ale coś mówiło mi, że Andaluzja była trochę inna, miała nogę w przeszłości. Miała kulturę i tradycję wybitnie indywidualną, która nadal absolutnie determinowała tożsamość ludzi i ich poczucie o sobie. To zostało potwierdzone definitywnie, gdy zajrzałem przez tłum i ujrzałem wizję, dla której nie miałem wcześniejszych odniesień. Po prostu mnie zbiła z tropu. Setki osób przemieszczających się poważnie w długim rzędzie, trzymających ogromne kościelne świeczniki, ubranych w satynowe tuniki, trochę jak mnisi, ale w jaskrawym fiolecie, i odzianych w kaptury oprawcze, przypominające Ku Klux Klan. To często cytowany banał, ale jeśli nigdy nie słyszałeś o 'penitentes', to pierwszy punkt odniesienia. Była grupa trębaczy. Było wielu ludzi z ozdobnymi transparentami i pałkami. Był tam kadzidło, jego zapach przywodził mi wspomnienia bycia ministrantem w tamtym zimnym pudełku w Salford z lat 70. Kadzidło, najbardziej egzotyczna i niepasująca rzecz wyobrażalna w salfordzkich latach 70., ale tutaj doskonale pasowało do melancholijności, kolorów, migoczących świec i tej konwulsywnej wagi, której religijny rytuał stwarza poczucie obcości. Nie do pomyślenia i strasznej siły na wysokościach, celebrowanej przez człowieka ukrzyżowanego na drzewie w agonii. Było oszałamiające zobaczyć obchodzenie tego znajomego motywu w tak okazałej, dramatycznej i wystawnie opulentnej skali. Naprawdę opulentne. Satyna i jedwab, aksamit, złoto i srebro, bogato zdobione tapiserie, ogromne ozdobione świeczniki, krucyfiksy, a następnie podium. Gdzie wychowałem się, tylko ksądz proboszcz mógł ubrać się w błyszczące szaty, w Sewilli wszyscy to robili! Ale było więcej, dużo więcej. Na końcu procesji prowadził ją duży ciężki flot, wielka mahoniowa platforma, w stylu barokowym, z rzeźbami na górze przedstawiającymi Mękę Chrystusa. O zgrozo! To była teatr. To było niemal średniowieczne. Poruszało się w dziwny sposób, kołysząc rytmicznie i powoli, gdy gęsty tłum tłoczył się tutaj, dotykając go, oklaskując, wysyłając okrzyki i modlitwę w hiszpańskim języku, którego jeszcze wówczas nie rozumiałem. Aparat w ręce, zafascynowany, przebijając się przez tłum, by dotrzeć do gigantycznego podium, które zatrzymało się. Nagle materiał okrywający podium został podniesiony i słodki piżmowy wybuch gorąca, potu i wilgoci wydobył się, odsłaniając trzydzieści do czterdziestu mężczyzn stłoczonych pod spodem! Niósł sukinsyn... na karku! Tutaj obijali się, dzielili puszkami coli, piwami, ukradkiem zacpalili papierosa, jakby najnormalniejsza rzecz na świecie było robić to w niedzielne popołudnie. Gdy przerwa na kawę minęła, zniknęli pod spodem w ciągnącej ciemności. Było to nawet bardziej intymne niż w scrumie rugby, pomyślałem sam do siebie. Na komendę ociosany satynowy majordomo, całe podium nagle zawisło w powietrzu, a następnie zaczęło się delikatnie kołysać i nieznacznie posuwane naprzód. Wszystko to wywoływało ogromne oklaski i aprobatę gęstego tłumu. Kilka ton, nośne w mikrokrokach na plecach kilku lokalnych chłopaków. Oto jakiś nowy intensywny aspekt katolicyzmu, o którym nigdy nie przypuszczałem, że przetrwa do końca XX wieku.

Niespodzianki jeszcze się nie skończyły. Na końcu procesji pojawił się jeszcze bardziej okazały flot, tym razem Dziewica Maryja. Widziałem wystarczająco dużo obrazów Dziewicy w moim życiu, w kościołach i katedrach w całej Europie. To było całkowicie innego kalibru. Czysta olśniewająca luksusowość i kosztowność przystrojenia, masy pełne zmysłowych czerwonych i białych kwiatów, setki świec, olśniewający baldachim z haftowanej rokoko okazałości wspieranej przez dziesiątki ozdobnych srebrnych słupów... To była Dziewica jako bogini, jako ikona kultu, jako rzecz potęgi i piękna, tragedii i straty. Płakała z powodu śmierci swojego syna, wyrzeźbione łzy duże i wyraźne na jej policzku. Jej sukienka była ogromna i warstwowa, jak królowa balu baroku na sterydach, z koroną promieniujących złotych strzał i gwiazd. Nigdy nie widziałem, ani nawet nie wyobraziłem sobie, że tak intensywne i fantastyczne idole istnieją w kościele katolickim. Czego nie robią, chyba że tutaj w Andaluzji. Wszyscy wokół wyznawali, modlili się, przekrzykiwali, wywyższali w jej obecności. Poczułem się trochę jak oszust, wtargując do tej autentycznej i prywatnej gorliwości moją ochotą na zwykłe zdjęcia. Ale byłem na haku. Spędziłem resztę Tygodnia Świętego przeszukując zaułki Sewilli, cały dzień i całą noc, obserwując różne Cofradias, różne Dziewice. Wykonałem reamar, wszystko na kliszy, z którego niewiele przetrwało do dnia dzisiejszego, niestety. W trakcie mojego intensywnego przechadzania się tamtym tygodniu, pojawiła się całkiem szybko druga strona Semana Santa. To była impreza. Bardzo duża impreza, która obejmuje całe miasto na siedem dni. Podczas gdy Niedziela Wielkanocna w kościele w Salford wydawała się być wyjątkowo posępna, z kopcami obowiązkowych wizyt na długich przygnębiających mszach, tu sevillanos zamienili ją w jedną z największych imprez ulicznych, jakie kiedykolwiek widziałem. Każdy bar i restauracja działały i dobrze prosperowały. W centrum miasta ustawiono trybuny, gdzie różne Cofradias przechodziły, podczas gdy wielcy i dobrzy z sevilliańskiego społeczeństwa zasiadali ostentacyjnie na najlepszych miejscach.
Nigdy nie widziałem niczego tak wyjątkowego, tak intensywnego, tak naprawdę z innego czasu i innego światopoglądu. A jednak było to całkowicie zintegrowane z życiem nowoczesnego europejskiego miasta. Potwierdziło to, co już podejrzewałem, że Andaluzja była ziemią i kulturą odmienną i odrębną od reszty bardziej komercyjnej Europy północnej. Być w stanie utrzymać tak oczywiście starożytne i anachroniczne kulty, w takiej złożoności, a jednocześnie zyskujące tak szerokie uznanie, sprawiło, że byłem onieśmielony i z niedowierzaniem. Nadal jestem nim do dnia dzisiejszego.
To długa i fascynująca historia doprowadziła praktykę do tego, czym jest w drugiej dekadzie XXI wieku. Semana Santa w Málaga jest tak samo intensywną i imponującą sprawą, chociaż historycznie młodszą, i mniej liczniejszą w swoich Cofradias, 41 do 60, które przemierzają w Sewilli. Ma ona swoje wyraźne różnice w porównaniu z Sewillą, a jej historia jest długa i fascynująca, zasługująca na osobny artykuł, który można znaleźć tutaj. Jeśli potrafisz wytrzymać tłumy, to Semana Santa to niezwykłe wydarzenie, które nie może cię spotkać nigdzie indziej. Bądź gotów na zdumienie.